Ok. Ale co sytuacją w którym noworodek urodzi się zdeformowany i i tak umrze. Co z sytuacją gdy zagrożone jest zdrowie matki? Tu porównanie do morderstwa nie działa. Tu działa albo dylemat pociągu i przestawnicy (matka czy dziecko), albo dylemat tego czy pozwalać komuś cierpieć byleby pożył chwilę dłużej (zdeformowane dzieci).
Oczywiście mam świadomość że nie jest to taka prosta sprawa. Głównie miałem na myśli aborcję dzieci niechcianych lub z podejrzeniem choroby np. zespołu downa. Jak wspomniałem, mój pogląd na sprawę nie wynika z religii, więc nie przeszkadza mi zabijanie dzieci, które i tak nie przeżyją. Nie napisałem, że jestem zwolennikiem całkowitego zakazu aborcji. Jednak sprzeciwiam się nie nazywaniem tego morderstwem. Jako społeczeństwo godzimy się na zabójstwa dyktatorów, wykonywanie kary śmierci na najgroźniejszych przestępców (fakt, obecnie nie) czy wszczynanie wojen (z tym również bywa różnie). Moim marzeniem jest Polska, w której wszyscy dbają o odpowiednią antykoncepcję, w której nie ma gwałtów (albo są bardzo, bardzo marginalne), a opiekunowie dzieci z ciężkimi chorobami otrzymują odpowiednie wsparcie od państwa. Dopiero po spełnieniu tych i szeregu innych warunków, można mówić o całkowitym zakazie aborcji.
Reasumując: nie chcę żyć w społeczeństwie, które nie nazywa rzeczy po imieniu. W III Rzeszy masową eksterminację ludzi nazywano "Rozwiązaniem kwestii żydowskiej", a ludzi pozbawiano podmiotowości. Obecnie nienarodzone dzieci nazywa się płodami, a zabójstwo - aborcją. (oczywiście rozumiem, że nienarodzone dziecko to płód czy zlepek komórek. Po prostu niektórzy się oburzają, gdy płód się nazwie dzieckiem)