Ten tekst będzie nieco innej tematyki, jest napisany w stylu horrorów pana Wesa Cravena, no i... jest strasznie krótki.

Z góry mówię że nie mam doświadczenia w pisaniu opowiadań. Zapraszam do lektury i oceny.
***
Tychy, godzina 21:15, ciemna i lekko ośnieżona uliczka Bukowa, oświetlona przez latarnie zdawała się być opustoszała już od ładnego czasu. W oddali było słychać tylko odgłosy samochodów z ruchomych ulicy Budowlanych i alei Bielskiej, oraz coraz to głośniejsze kroki stawiane przez kogoś kto się odwarzył wejść w zdawałoby się bardzo niebezpieczny nocą teren. Swego wzrostu sylwetka szła wzdłuż ulicy w kierunku bloku przy Bibliotecznej, postać wyglądała najwyraźniej na poddenerwowaną na co wskazywało chociażby częste rozglądanie się po uliczce oraz szybki chód w kierunku Bibliotecznej. Z placu na którym stoi Przedszkole nr 11, wyszła jakaś postać która była znacznie wyższa od poddenerwowanej postaci. Poddenerwowana, mniejsza postać zatrzymała się i zaczęła spoglądać w wyższą postać zaś wyższa postać również się zatrzymała. Mniejsza postać przypatrzyła jej się dokładniej, a po chwili ogarnął ją większy strach niż przedtem, bynajmniej z powodu faktu że wyższa postać zatrzymała się równo z nią. Mniejsza postać obróciła się na pięcie i zaczęła pośpiesznie odchodzić w drugą stronę co dało się wyraźnie wyczytać jako czysty akt ucieczki. Wyższa postać ruszyła za nią, a po chwili zaczęła biec, na co mniejsza postać ruszyła do biegu. Po krótkiej chwili biegu mniejsza postać potknęła się o wystającą kostkę brukową z chodnika, i z całej siły uderzyła podbródkiem o chodnik. Już się nie podniosła. Wyższa postać dobiegła do niższej postaci, nachyliła się nad nią i pochwyciła ją za kołnierz od kurtki, po czym jeszcze raz energiczna uderzyła nim o chodnik, a po chwili podniosła ją za szyję do swojego poziomu. Niższa postać zaczęła się dusić i złapała wyższą postać za nadgarstek próbując się oderwać od niej i złapać powietrze.
Wyższa postać wyglądała na tego pana w wieku czterdziestu lat któremu życie dało porządnego kopa w dupę, zmarła mu żona, syn popełnił samobójstwo a on sam stał się nałogowym alkoholikiem. A teraz... nie żyje.
- Wiesz kim jestem? - odezwał się cichy niski i męski głos. Niższa postać przypatrzyła jej się nadal próbując złapać powietrze, a po chwili załapała kto jest tym który próbuje ją zabić. Niestety było już za późno na powiedzenie jeszcze czegokolwiek, wyższa postać zamachnęła niższą postacią i uderzyła nią z całej siły o latarnię uliczną. Niższa postać zacisnęła mocno powieki, zaczęła głośno kaszleć i próbować zaczerpnąć powietrza.
- Czemu to robisz? - odezwał się równie cichy głos chłopaka, podduszanego przez wysokiego mężczyznę. Czuł że to już ostatnie tchnienia jego życia. Wyższa postać się delikatnie uśmiechnęła.
- Ty też się ze mnie kiedyś naśmiewałeś... nie pamiętasz? Spokoju ci za to nie dam. - mruknął cicho po czym ponownie się zamachnął chłopakiem, i uderzył nim o latarnię uliczną. Głowa chłopaka dosłownie pękła, chociaż było jeszcze słychać próby zaczerpnięcia powietrza.
- Panu mówimy już dobranoc. - powiedział spokojnie mężczyzna. Po chwili chłopak już był martwy. Tętno przestało bić, a serce przestało pompować krew. Mężczyzna puścił chłopaka, ten zaś upadł na chodnik bezwładnie jak kukieła i od tej pory leżał w kałuży krwi.
Chłopak próbował złapać chodź trochę powietrza, po chwili głośno chrapnął a na końcu się zbudził gwałtownie podnosząc się do pozycji siedzącej. Zapalił światło i zaczął się nerwowo rozglądać po swoim pomieszczeniu. Po chwili odetchnął z chwilową ulgą, i padł z powrotem na poduszkę.
- Cholera, to był tylko sen. - uśmiechnął się szeroko. Jednak ulga była tylko krótkotrwała, chłopak doskonale wiedział że pewnej nocy ten mężczyzna znów mu się przyśni, ale kto by się teraz tym przejmował? Chłopak zgasił światło i znów zamknął oczy.
***
Za każdą kroplę krytyki - PODZIĘKOWAŁ