Białe róże 3861 6

O temacie

Autor Herkules

Zaczęty 14.05.2008 roku

Wyświetleń 3861

Odpowiedzi 6

Herkules

Herkules

Użytkownicy
posty5
  • Użytkownicy
Napisałem takie opowiadonko, może tu trochę nie pasuje, ale przykro mi...

Białe róże

I
Na północy Vuri w miasteczku Bajelkoks. Druga połowa miesiąca zmarźliny.
Miasteczko było małe. Była to noc. Na zewnątrz okropna zawieja. Wszyscy pochowali sie do drewnianych chat. Dzieci tylko pokazywały głowy przez okna. Nie... Nie wszyscy. Jedna kobieta nie weszła do żadnej chaty, a wręcz przeciwnie, przybyła z zamiecią. Stąpała po śniegu zapełniającym ulice. Była ubrana na biało, tak biało, że w śniegu nie dawało sie jej zauważyć. Szła tak przez miasto i szła. Doszła do środka. Na środku miasta stał pomnik. Był to złoty człowiek stojący na obsypanym śniegiem, czarnym cokołem. Człowiek był rycerzem, miał miecz skierowany ku niebu. Na północ, w góry. Jego wzrok był skierowany w tę samą stronę co klinga. Kobieta wyjęła zza białego zimowego płaszcza bukiet kwiatów o białych płatkach i zielonej łodydze. Padła na kolana, tuż pod mieczem, tuż przy tabliczce z napisem: ,,Villong: ten który zwyciężył trzy smoki w Bornym Ataku, ten który walczył z armia trolli i ten który w wojach z trollami dowodził zwycięską armią zginął. Zginął za kraj!''. Położyła białe róże pod nogi złotej postaci. Siadła na nogi, schyliła głowę i zaczęła płakać.
Podszedł rycerz w stalowej zbroi. Spojrzał na kobietę i wyjął miecz. Kobieta wstała i uciekła. Biegła prawie z niemożliwą prędkością, jak na kogoś tak delikatnie zbudowanego i w takim stroju.
II
-Chłopcze, nie widziałeś jej, a ja ci mówię, to dopiero straszydło!-powiedział karczmarz do męszczyzny popijającego piwo.
-Nie opowiadaj głupot. Potwór. Coś ci sie przewidziało. Wódy za wiele.-odpowiedział czarnowłosy męszczyzna.
-Jakiej tam wódy? Byłem trzeźwy jak nie wiem co. Możesz sie Dori spytać, a ona widziała wszystko.
-Nie, to nie mogło być to co mówisz. Po prostu jakaś staruszka przechodziła.
-Tak. Odkąd tu mieszkam, a mieszkam tu od dziesięciu lat. I nigdy jej nie widziałem, nie licząc takich właśnie zdarzeń. Nawet straż próbuje coś z tym zrobić. Tak nie może być!
-Korin, choć tu...-krzyknął ktoś z sali.
-Kiro! Muszę iść.-powiedział karczmarz do popijającego piwo i poszedł.
Męszczyzna dalej siedział. Drzwi gospody sie otworzyły, do środka wszedł człowiek w płaszczu. Podszedł do baru. Położył swój czarny płaszcz. Wyglądał na wojownika.
-Chłopcze jak cię zwą?
-Kiro, panie!-powiedział popijający piwo męszczyzna.
-A, więc Kiro! Powiedz mi gdzie mieści się siedziba waszego wójta.
-Mojego? Daleko! Jeśli chodzi, o tego stąd to nie wiem, bom przybył tylko w odwiedziny do wója, który jest tu karczmarzem. Może jego powinien pan spytać.
-Wołaj, go!
-Wuju!-wrzasną Kiro! Korin, natychmiastowo podbiegł.
-Czego chcesz? Nie widzisz, że obsługuje gości?
-Ten pan do ciebie.-pokazał na przybysza.
-Jestem Dragoffi. Zapewne słyszeliście o mnie.
-Jesteście tym zbójem? To wy wybiliście tych elfów? To wy, ja o was wiele słyszałem.
-To może i lepiej! Powiedzcie mi gdzie wasz wójt.
-Ja wam zaraz powiem! Już, tylko poczekaj-mówił wściekły karczmarz.
-Poczekaj, panie. Nie chcemy tu żadnych rozbojów. Wasz wójt mnie zatrudnił, ja do niego mam interes.
-Ty to wcale interesu pewnie nie masz! Żadnego!
-Bo se przegniesz!
-Won z mojej karczmy.
-Idę!
Poszedł. Gdy wyszedł na bezpieczną odległość, karczmarz powiedział do swego siostrzeńca:
-Kiro! Idź za nim...
-Co?
-Śledź go, powiedz mu, że pomożesz mu w czymś, czy co? Nie wiem. Szybko, bo będzie za późno.
-Dobra... Idę, choć nie wiem po co ci on.
-Nie on, a to po co przybył tu. Mówię ci, że to to.
Młodzieniec zostawił kufel i wyszedł z pomieszczenia za najemnikiem. Pchnął drzwi, za którymi była ośnieżona ulica. Dragoffi robił coś z przeładowanym bagażem na koniu. Kiro podszedł do niego.
-Czego?-spytał najemnik, zanim chłopak zdołał coś powiedzieć.
-Chciałem się po co tu przybyłeś!
-Jeszcze nie wiem, a co?
-Może mógłbym ci pomóc!
-Jesteś młody i nie znasz tutejszych ludzi za dobrze.
-Ale moim wujem jest karczmarz, a kto  inny mógłby tak dobrze znać tutejszych jak on?
-Zobaczymy!-wsiadł na konia-Jeśli chodzi mu o ubicie jakiejś muchy to mi się nie przydasz, a jeśli mi się przydasz to ile żądasz za swoją robotę?
-Ja? Eeekh... Nic!
-Coś tu śmierdzi.
-Co?
-To, że tutaj przyszedłeś. Nie wiesz, przypadkiem o co chodzi?
-Wuj mówi, że o jakąś białą damę.
-Tak? Co jeszcze?
-Twierdzi, że przynosi róże pod pomnik założyciela i obrońcy miasta, zwał się coś na V...-zrobił minę, która wskazywała na to, że intensywnie myśli-Nie pamiętam.
-Może to był Villong!
-Tak, to ten. Zawsze to robi, gdy jest burza, albo ciemno. Kiedy nikogo na ulicach niema. Mówią też, że kilku człowieka zabiła.
-W jaki sposób?
-Nie wiem, nie mieli zazwyczaj żadnych ran. Tak po prostu. Śmierć...
-To rzeczywiście możesz mi się przydać, jeśli chcesz!
-No pewnie, że chcę!
-To chodź za mną.
Poszli w którąś stronę. Po drodze Dragoffi wypytywał ludzi o drogę do wójtowego domu. Dozli do okrągłego i okropnie ośnieżonego placu. Na środku stał pomnik złotego męszczyzny z mieczem. Pod jego stopami kupka zwiędłych białych róż . Najemnik zszedł z konia i podeszli razem do wysokiego budynku. Dragoffi przywiązał zwierzę do słupka. Zapukał głośno w drewniane drzwi. Usłyszeli jak za nimi ktoś podchodzi małymi kroczkami. Otworzyły się. W środku stała okrąglutka kobieta w czarnej sukience z białym fartuchem. Miała rude włosy i zielone oczy.
-My do wójta.
-Domyśliłam się. Jest na górze! Proszę, możecie wejść!-powiedziała sztucznym eleganckim głosem.
-Dziękujemy!
Weszli do ciepłego domu i poszli prosto na schody, które były na przeciw drzwi. Na górze był korytarz, po bokach były pozamykane drzwi, lecz na końcu drzwi były otwarte. Siedział tam otyły męszczyzna na fotelu, do połowy brzuch zasłonięty biurkiem. Z owłosienia na twarzy wystawała mu fajka. Zobaczenie ust było niemożliwe. Jego strój był bogato zdobiony. Była to purpurowa bawełna. Na karku miał zawieszony złoty łańcuch z okrągłym wisiorem.
-Podejdźcie!-zawołał wójt! Najemnik i chłopak podeszli. Biuro wójta cuchnęło tytoniem-Jam jest wójt Ferijo, a wy jesteście ten najemnik Drakorovi?-mówił, prawie łamiąc sobie język na imieniu- A ten obwieś to kto?
-Jestem Dragoffi, najemnik, po którego posłaliście, a ten o to chłopak to siostrzeniec tutejszego karczmarza. Jak was zwą? Przedstaw się chłopcze!
-Jestem Kiro panie wójcie!-powiedział chłopak.
-On będzie mi pomagał.-dodał Dragoffi-Mówią, że jestem tu po to, aby ubić jakąś wiedźmę. Czy prawdę mówią?
-Częściowo. Macie sprawić, aby wiedźma zostawiła nas w spokoju, mówią nawet, że . Nie wiem, czym to jest, ale ma nas zostawić.
-Zobaczę co da się zrobić. Jeśli mi się uda, to ile dostanę?
-,,Jeśli..''!?-powtórzył z oburzeniem wójt-Zrobicie to, a ja wam dam dwieście kirów.
-Za dwieście to może wam da wasze przecudna służąca i to wątpię. Dacie mi sześćset.
-Co? Za sześć możecie kupić porządnego konia.
-Sława kosztuje. Wybrałeś najlepszego, bo ja znam się na tym najlepiej, a po za tym przybyłem dla was z samej stolicy.
-Co nie znaczy że się spieszyliście. Dwa miesiące, ale to może i lepiej, bo zimą, zawsze częściej przychodzi. Choć i tak było by to szybciej.
-Nie wypominajcie mi wójcie, bo dobrze wiecie, że mogę tego nie zrobić.
-Na daremno byście tu przybywali.
-Lanie ci spuścić też mogę.
-Z prawem niezgodne.
-Ja się prawa nie boję, a nawet gdybym złapany został, na urlop i największy najemnik pójść może, a wy wpiernicz dostać od niego też. Sześćset i koniec.
-Niech pies pożre. Dostaniesz ile gadasz.
-Coś mówił o psie?
-Nic! Do zobaczenia po załatwieniu sprawy.
-Żegnajcie wójcie!
Wyszli z domu wójta.Na zewnątrz nadal było zimno. Zaczęli się wypytywać przechodniów o Białą damę, ale nic z ego za bardzo nie wyszło. Wszyscy mówili tylko, że zabiła kilka pijaczyn, że przychodzi gdy ulice puste, a więc w burzę i nocami, że ubiera się na biało, że białe róże przynosi pod pomnik na placu, że wydaje z siebie dźwięki płacz przypominające, a jeden to powiedział, że mu nawet miech złota ukradła, ale wszyscy mówili, że to prostu złodziej, bo jaki z nich nie weźmie gdy tak zachęcająco na widoku leży. Po kilku godzinach wypytywania.
-Na noc zachodzi. Idź ty lepiej do domu, a jutro się spotkamy. Popytaj wuja o nią. Będziesz mi pomagał to zapłacę ci sporą część z tego co dostanę! Prawie połowa będzie twoja.
-Tak uczynię. Dzięki ci panie!
-Żegnaj, ja pojadę do wójta, zapewne ma coś dobrego na kolację. Da się też wyspać, bo przecie, to on mnie zatrudnił.
III
Pokój był oświetlany kilkoma świeczkami. Na środku siedział karczmarz i zajadał się pieczenią z dzika. Na stole stała też antałek piwa i w kuflu miał jeszcze trochę tego napoju, którego trochę popijał. Ktoś zastukał w drzwi.
-Wejść!-powiedział karczmarz. Drzwi się otworzyły, a zza nich wszedł jego siostrzeniec-Kirgo.
-Wuju! Mam do ciebie kilka pytań.
-Siadaj. Chcesz trochę piwa, może pieczeni?
-Nie, dziękuje!-usiadł obok wuja-Możesz mi powiedzieć coś więcej o tej wiedźmie?
-A więc jednak o to chodziło temu staremu durniowi. Mówią, że lepiej późno niż wcale. A co chcesz wiedzieć? Chyba nie chcesz mu pomagać?
-Chce wiedzieć o niej coś czego nie wiem, a powinienem wiedzieć, a i to chyba lepiej jak mu pomogę?
-Może i masz rację. A co chcesz wiedzieć? Nie wiem czego ty nie wiesz!
-Może powiedz mi czyj jest to pomnik.
-Dobrze! Dawno, dawno temu. A dokładniej-jakieś czterdzieści lat temu. Powstała tutaj osada. Było ciężko tutaj żyć. Z gór atakowały trolle i smoki. Mieszkał tutaj Villong, taki wieśniak, miał ponoć przecudny miecz, to był miecz rodowy. Wiesz przechodzi z ojca na syna. Zakochał sie też w jakiejś wieśniaczce.Potem zaatakowało osadę troje smoków przybywających z niedalekich gór. On ich jakościk potopił, sprzedał łuski i inne, a za kasę rozbudował osadę. Wiesz smocze części nie są tanie. Zażądał od króla praw miejskich, a potem wojna z trollami. A właściwie kilka bitew z grupką trolli, którą wygraliśmy, al zginęło wielu, wśród nich był Villong. Ludzie postawili mu pomnik ze złota za jego dokonania. To wszystko.
-Myślisz, że ta kobieta to może być ta wieśniaczka?
-Chodzi ci o jego ukochaną? Wątpię! Jakaś wieśniaczka, takie rzeczy? Nie, to niemożliwe.
-Może i masz rację.
Kiro był pewien, że to ta wieśniaczka ,mimo że o tym nie mówił. Wiedział, że musi powiedzieć o tym Dragoffi.
Poszedł spać!
IV
Chłopak wyszedł za najemnikiem. Pogoda nie była za ciekawa. Wiał wiatr, śnieg zaczął padać. Lekko prószył śnieg. Poszli oboje na plac. Schowali się za pomnikiem. Siedzieli i czekali, aż pogoda się pogorszy.
-Ja, muszę ci powiedzieć, że też wątpię, aby to była ta wieśniaczka. Wiem, że to wydaje się logiczne, ale to nie mogła być ona. Zapewne jakaś maniaczka, albo co...-powiedział najemnik.
-Może i tak, ale ja bym od razu nie skreślał tej możliwości.
Wiatr rósł w siłę. Zaczęła się porządna zamieć, ale i tak kobieta nie przychodziła.
-Nie przychodzi.-powiedział chłopak.
-Widzę.
-Może już nie przyjdzie.
-Może, ale musimy czekać, nie możemy zmarnować takiej okazji. Jest duża możliwość, że przybędzie.
-A może nie przychodzi bo my tu jesteśmy.
-Nie wierzę, aby to w ogóle miało jakąś magię. Dobra cicho bądź, bo nas usłyszy i nie podejdzie.
Wiatr był silny, a nawet bardzo silny. Na niebie świecił księżyc, którego kształt od koła różnił mały ubytek po prawej stronie, co mówiło, że niedawno była pełnia.
-Dragoffi, a może ona przy pełni przychodzi, zobacz, przed wczoraj była pełnia.
-Nie! Nie pamiętasz co ludzie mówili, w różnych porach przychodziła, a więc to nie ma znaczenia.
-Masz rację.
Z niektórych okien wydobywało się jeszcze trochę światła, ale tylko z niektórych. Czekającym było zimno, a nawet bardzo zimno. Gdyby nie to, że byli tak grubo odziani, pewnie dawno by już zamarzli. Usłyszeli czyjeś kroki na śniegu. Kiro poczuł paraliżujący strach. Kroki robiły się coraz głośniejsze i wyraźniejsze. Usłyszał jak pada na kolana. Prosto w śnieg. Poczuł poklepnięcie swego przyjaciela na ramieniu. Pamiętał, co ludzie mówili. Mówili, że mordowała tego, kto jej drogę zaszedł. Najemnik jeszcze raz poklepał, a kobieta w tym samym momencie zaczeła płakać.
-Terass-zaszeptał Dragoffi-terass.
-Już idę.-odszeptał chłopak.
-Na tszy! Ras... dwa... tszy...-obiegli pomnik z dwóch stron!
Kobieta podniosła głowę. Była w białym płaszczy, miał bardzo pomarszczoną twarz i białe włosy, co wskazywało na jej sędziwy wiek. Bukiet świeżych róż leżał pod stopami złego rycerza. Kobieta wstała.
-Zostawcie mnie...-cała trójka zapadła w bezruch. Do chwili... Kobieta szybkim ruchem, nawet jak na młodą, odwróciła się i wystartowała. Biegła do bramy. Dragoffi i Kiro pobiegli za nią. Ledwo ją widząc wybiegli z miasta. Dziwne, brama była otwarta... Wbiegli do lasu, po długim slalomie trafili na polanę. Kobieta biegła pod górkę, a najemnik z chłopakiem za nią. Bach...
Obaj czyli zimno. Ból na twarzach był okropny. Kiro był pewien, że to już koniec. Próbował wstać, ku jemu ździwieniu udało mu się to. Najemnik zrobił to samo. Kiro zobaczył, że twarz kolegi była cała w śniegu. Poczuł, że na jego twarzy, też nie brakuje tego materiału. Wytarł się. Dragoffi pokręcił silnie głową. Śnieg z niego pospadał.
-Chyba wywaliliśmy się o jakąś gałąź ugrzęźniętą w śniegu.-powiedział Kiro spoglądając na odkrytą w dwóch miejscach gałąź, akurat tam, gdzie były odznaczone stopy męszczyzn.
-Musimy biec dalej.
-Ale...
-Nie gadaj. Idziemy tam.-wskazał na w stronę którą wskazywały ciała, było to pod górę.-Musimy, są ślady.-rzeczywiście, ślady kobiety jeszcze były, choć śnieg je zapełniał, zmniejszając różnice poziomu.
Wszędzie było biało. Zamieć się zwiększała. Na dodatek to że była to noc. Ciężko było zobaczyć cokolwiek. Dragoffi ujrzał żółtą kropkę. Światło.
-Spójrz na górę. Widzisz te światło.-starał się mówić głośno i wyraźnie, co było trudne w takiej zawiei.
-Widzę! Chodźmy...
Poszli. Szli. Im dalej tym kropka zmieniała się w coraz wyraźniejszy kształt z oknem z którego dobiegało światło. Doszli do tego kształtu. Był to drewniany dom. Zbudowany z pali. Z komina wydobywał się dym.
-To tu.-szepnął najemnik.
-Wchodzimy?
-Musimy!
-No dobra prowadź.
-Nie mów, że obleciał cię strach. Jesteś nowicjuszem i musisz sie wiele nauczyć, więc idź pierwszy.
-Ale ja tylko ten jeden raz. Ty jesteś taki sławny, więc pokaż klasę.
-Dobra idę.
Podszedł do drzwi. Zapukał i otworzył. Spojrzał, zamachał do Kiro zachęcająco. Poszli oboje. Zamknął drzwi. W chacie było pełno złota. Ozdoby, monety, trofea, naczynia. Było też dużo klejnotów, srebra i wiele innego bogactwa. Staruszka weszła do pomieszczenia w którym stali męszczyźni.
-Odejdźcie! Zostawcie mnie! Zostawcie mnie w spokoju.-mówiła głosem, który wskazywał, że zbiera sie jej na płacz.
-Kim jesteście kobieto?
-Nikim, marnym niczym.
-Po co nachodzisz miasto.
-Nie nachodzę miasta! Idę uczcić pamięć po moim Villongu.
-A więc tyś jest jego kobieto?
-Byłam kiedy on był. Teraz mnie nie ma, bo jego nie ma.
-Czemu sie ukrywasz i skąd masz tyle skarbu.
-Głupi, czy co? Mój narzeczony ubijał smoki, to i mam. A i sie nie ukrywam, tylko się nie pokazuje, a ludzie o mnie zapomnieli, to i panikę robią.
-Ale straszysz małe dzieci, a i tak to nie ma sensu, musisz zaprzestać.
-Robie to trzydzieści dziewięć lat i sześć miesięcy, wiec może rzeczywiście jest to już za długo.
-Ale jak udało ci się otworzyć bramę i odgonić halabardników.
-Kupiłam ich wszystkich. Nie byli zbyt drodzy, a i nic nie mówią.
-Ale czemu to robisz.
-Me życie nie ma sensu, po co mi złoto, po co mi cokolwiek. Jego nie mam. On tak poprostu padł. Padł i nie wstał. Nie podniósł swojego głupiego miecza. Wolałabym, aby machał nim całymi dniami, niż abym bez niego siedziała całymi dniami. Wracajcie, jeśli chcecie abym przestała, to i przestane, a teraz zostawcie mnie samą... samą ze wspomnieniami.
V
Następnego dnia.
-Mam nadzieję, że twój wuj się nie gniewa, że u niego spałem.
-Nie, niemożliwe.
-Teraz idźmy po pieniądze. Dzielimy się pół na pół.
-Dobra. A to co?-spojrzał na tłum stojący przed nimi.
-Nie wiem.
Przedarli się pod drzwi domu wójta. Była to jedyna część placu, która nie była zajęta przez mieszkańców. Zobaczyli dlaczego tłum sie zebrał. Na pali domu wójta wisiał naprężony sznur. Na sznurze wisiało ciało kobiety. Dragoffi podszedł do kobiety. Wyjął kartkę z białej rękawiczki. Rozłożył ją. Przeczytał. Jego mina stała sie wyraźnie smutniejsza.
-Co tam pisze!-powiedział Kiro.
-,,Jest napisane''-poprawił go najemnik-Sam zobacz.-wręczył mu kartkę.
Była to równa i cienka kartka. Lekko pożółkła. Miała równe wygięcia powstałe przez składanie. Na niej widniało piękne kobiece pismo.
,,Drodzy ludzie, którzy to czytacie.
Przepraszam, że od razu brutalnie przechodzę do sedna sprawy. Przeszkadzałam wam, co widać bez zagłębiania się bliżej w sprawie. Chciałam powiedzieć, że nie jestem wiedźmą i że przynosiłam kwiaty pod pomnik, bo wytopiony jest mój ukochany. Odejdę. Odejdę na drugą stronę. Chcę sie z nim w końcu spotkać! Żegnajcie.
Bollotira z Bajelkoks''
 
7Man

Piskor

Piskor

Użytkownicy
ego masturbator
posty143
Propsy9
  • Użytkownicy
  • ego masturbator
Błędów było trochę, od głupich literówek do takich byków jak: "tszy"," męszczyzna", "terass".
Gdzieniegdzie niewłaściwa interpunkcja. Opowiadanie nie jest wybitne, ale z czasem dojdziesz do wprawy, nie będziesz zastanawiać się jak napisać zdanie żeby przekazać właściwie to co chcesz. Klimat fantasy jest choć miejscami mocno utykał. Jednak nie ukrywam, że czytałem z zaciekawieniem.
Wytknę też, niepotrzebne silenie się na humor, co nie raz może kompletnie zepsuć sytuację. Wyczucie odpowiedniego momentu przyjdzie z czasem jeśli oczywiście będziesz wciąż pisał do czego gorąco Cię namawiam.
 

Herkules

Herkules

Użytkownicy
posty5
  • Użytkownicy
Dzięki Piskor za rady i pocieszenie. ,,Tszy" i ,,terass" to wiem jak się pisze, ale chciałem podkreślić, że wtedy on szeptał, a szept jest trudniejszy do zrozumienia niż normalna mowa.
 
7Man

Piskor

Piskor

Użytkownicy
ego masturbator
posty143
Propsy9
  • Użytkownicy
  • ego masturbator
Cytat: Herkules link=topic=1766.msg15198#msg15198 date=May 15 2008, 17:38\'
Dzięki Piskor za rady i pocieszenie. ,,Tszy" i ,,terass" to wiem jak się pisze, ale chciałem podkreślić, że wtedy on szeptał, a szept jest trudniejszy do zrozumienia niż normalna mowa.

Rozumiem, ale jak widać na moim przykładzie nie wszyscy mogą sie zorientować. Chyba, że może to tak wyglądać: "Terass... - wyszeptał Dragoffi, co zniekształciło brzmienie jego słów."
 

bROXmor

bROXmor

Użytkownicy
Bo jest gazowana.
posty179
Propsy12
  • Użytkownicy
  • Bo jest gazowana.
Fajne opowiadanko, nie ma co konkurować z bestsellerami autorstwa Lucasa, ale i tak dobre. Podział na części taki jakby z Sapkowskiego (Imię Korin też takie jakby znajome :P )... po prawdzie to nigdy mi się taki sposób nie podobał. Wolę takie fajne, wycentrowane trzy gwiazdki :P  No ale każdy ma własny gust. Sam pomysł na opko przypomina mi takie romanse dla gospodyń domowych z wakacyjnych kolekcji, takie właśnie co teraz są w kioskach i jak spojrzę to mi się rzygać chce, ale tutaj widać włożony w pracę wysiłek. Napisane na poziomie b. wysokim, trochę wycyzelować i voila! - do Action Maga w CD-Action, na początek.

PS Podobno pracujesz w The Forgotten? (przynajmniej tak jest tam napisane) To dlaczego nie masz grupy pod avatarem? :D  Wywalili cię za nieobecność, czy to wina adminów? xD
 
כל עוד בלבב פנימה

נפש יהודי הומיה,

ולפאתי מזרח קדימה,

עין לציון צופיה,



עוד לא אבדה תקוותנו,

התקווה בת שנות אלפים,

להיות עם חופשי בארצנו,

ארץ ציון וירושלים.




Gother

Gother

Użytkownicy
Nieskromny Mistrz Gothica
posty457
Propsy260
ProfesjaScenarzysta
  • Użytkownicy
  • Nieskromny Mistrz Gothica
Dialogi niezłe, nawet powiedziałbym, że wyszły naturalnie. Nie czytałem całego, ledwie początek i koniec, ale widzę, żeś nawet przesłanie w to wmontował. Co z tego, że słabe, ale grunt jest. Zaś co do reszty... No cóż, reszty po po prostu nie ma. Tekst składa się praktycznie z samych dialogów (przejechałem przez środek)
Mimo wszystko jak dotąd najlepszy jaki tu widziałem (ostatnia aktualizacja 26.07.08)
 

Znag
  • Gość
Zamysł dobry.Tylko kilka błędów językowych troche psuje opowiadanie.
 


0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
0 użytkowników
Do góry