BEZ PAMIĘCI
ROZDZIAŁ 1
Wstałem z ziemi. Pochmurny dziś dzień, deszcz pada niemiłosiernie. Po tych godzinnych torturach głód, chłód i ból dawały mi się we znaki. Musiałem poszukać jakiegoś schronienia. Udałem się do pobliskiej jaskini. Ułożyłęm się i zapadłem w błogi sen po tylu nieprzespanych nocach. Wreszcie spokój.
Jestem na łące. Z uśmiechem na ustach i pogodą ducha zbieram zboże. Najpierw pszenicę, potem jęczmień. Ktoś mnie woła.. Obejrzałem się za siebie. Browar. Dałem chłopakom moje zapasy i zaczynamy warzenie piwa. Każdy z nas, z kuflem zaczyna opowiadać swe historie z życia wzięte. Śmiech, radość i złośliwy żart łączyły się w jedność, bo w końcu usnąć. Zasnąć we śnie? Niemożliwe, ale tak pamiętam. A w każdym razie.. pamiętałem.
Wstałem. Nade mną stał człowiek odziany w szkarłatne szaty. Nie miałem pojęcia, co za chwilę ma mi uczynić.
-Wstawaj! Nie jest tu bezpiecznie. A przede wszystkim - mróz. Jestem Artemis. Mogę ci pomóc.
-Co? Zaraz, zaraz.. Chcesz mi pomóc? Argh!
-Co się dzieje z tobą??
-Moja głowa! Niech mnie szlag.. Za co tu?!! Jak? Jak??!! Nie!
Wpadłem w płacz. Z rozpaczy. Mój umysł absolutnie nic nie pamiętał prócz dnia wczorajszego. Po chwili wstałem i powiedziałem, że nie wiem, jak mam na imię, skąd pochodzę. Nawet nie wiedziałem, gdzie jestem.
-Jestem członkiem Zakonu. Mogę ci dać schronienie i pożywienie. Mój Mistrz ciągle szuka nowych członków naszego zgromadzenia. Jeśli chcesz, mogę cię zaprowadzić.
-Artemisie... Prowadź.
Przebyliśmy spory kawał drogi, gdy dostrzegłem wnet prostokątną świątynię i mury otaczające tereny do niej przyległe. Mój nowo poznany znajomy rzekł, bym usiadł na ławce i zaczekał, aż Mistrz udzieli mi zgody na audiencję. W międzyczasie, miast siedzieć na ławce, rozejrzałem się tu i ówdzie. Dostrzegłem wartowników, którzy raz ostrzegają przed wrogiem, a raz to strzegą bramy. Obejrzałem się w stronę dużego budynku z książkami i pomyślałem "Biblioteka". Wewnątrz dość skromnie - jedynie półki, ławy do czytania wybranych tytułów i duże okna były jej ozdobami. W końcu zaczepił mnie jeden z braci zakonnych:
-Witaj! Jak cię zwą, przybyszu?
-Nie wiem.. Nic nie pamiętam. Wybacz. Trafiłem tu z niejakim Artemisem.
-Znam go. Dobry gość z niego. Uczy się tu magii i mieszka zarazem. Mnie zaś zwą 'Kolo', ew 'Lolo', ale moje prawdziwe imię brzmi Minigamis.
-Aha, rozumiem. Wybacz mi po raz drugi, ale muszę się śpieszyć. Myślę, że on mnie szuka, a miałem czekać na ławce przed 'świątynią'.
-Miło mi było cię poznać. Do zobaczenia następnym razem!
Przybiegł do mnie Artemis i choć na jego twarzy było widać

, to jednak powiedział mi, że Mistrz chce mnie widzieć. Gdy straż mnie zaś zapytała, dokąd się chcę udać, rzekłem, że mam spotkanie z Mistrzem, a Artemis może mi to potwierdzić. Prosząc mnie tylko o uwagę i ostrożność, jeśli chodzi o zachowanie względem wszystkich członków Zakonu przebywających na stałe w Świątyni, wpuszczono mnie.
Wkroczyłem do Kwatery Mistrza. Oczom nie mogłem uwierzyć - wszędzie były księgi. Nie przypuszczałbym, że z lidera tego zgromadzenia będzie aż taki mól książkowy. Przed sobą dostrzegłem twarz starca, która wyglądał tak, jakby wyczekiwał od lat na swego syna.
-Witam cię serdecznie! Usiądź proszę.
-Witam Jego Ekscelencję. Dziękuję uprzejmie.
-Widać, że chyba cię zaznajomiono z zasadami, czyż nie? Usłyszałem wszystko od Artemisa. Nie musisz mi nic mówić. Znam twoją historię. Miałeś trafić do kopalni bądź na pola uprawne, ale wiedz - tutaj czegoś takiego nie ma. To jedno wielkie więzienie. Nazywamy je Azylem.
-Tak, tak, coś sobie przypominam.. Strażnicy w lochu mówili na nie "kolonia", "więzienie", "getto"..
-Oczywiście. Ale to są nazwy potoczne. Lub jak to się ładnie mówi, "nazwy drugie". Wysłuchaj mnie uważnie - jedno miejsce u nas się zwolniło. Twój poprzednik zginął z kłów i pazurów dzikich bestii. Samel ci pokaże twą komnatę. Po tygodniu pobierania nauk jako Uczeń będziesz zmuszony wybrać jedną z dwóch ścieżek: miecza bądź magii. To ode mnie wszystko. Możesz odejść.
Wyszedłem z Kwatery, gdy nagle przede mną stał ogromny i ciemnej karnacji 'zakonnik'.
-Zwą mnie Samel. Jestem członkiem Gwardii Zakonnej. Miałem cię zaprowadzić do twojej komnaty, tak?
-Tak rzekł Mistrz.
-Cóż.. W takim razie, chodź za mną.
Wszedłem do swej komnaty. Prócz skrzyni, łóżka, drewnianego wiadra przerobionego na siedzenie i dwóch dużych okien nie było nic więcej. Powiedziałem sobie 'Lepsze to niż nic'. Kolejna noc przespana. Wiedziałem, że to dopiero początek. Coś wewnątrz mówiło, że na pewno odzyskam pamięć. Kiedy - nie wiem. Ale mogę przypuszczać, ze to się w przyszłości stanie. Dalekiej.
KONIEC ROZDZIAŁU 1
Post połączony: 2014-10-20, 18:27
Wybaczcie, ale mój pierwowzór został "usunięty", więc wygląda tak, nie inaczej.