Nie wiem czy komuś się spodoba.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział I
Zacznę od tych rękawic. Ano to rękawice noszone przez pokolenia. Teraz się marnują. Tyle lat tradycji poszło na marne, co pomyśli ściana lodu pradziada któren pierwszy raz założył je przed laty i miecz chwycił w obie, by bronić rodziny. Rękawice to jedno, teraz rodzinny miecz. Uderzenia łączą się z naturą - jest bezużyteczny, bo nikt nie potrafi go podnieść i władać nim tak jak rodzinny pot. Hełm ze znakami Chrystusa, na tej martwej głowie dalej spoczywał. I tak leżał wojownik nieżywy co o chmury walczył. Tak to już jest, że święta osoba włada życiem wojska, padniętego na kolana. Patrzącby na niego, no skok oka nie widać co się mu przydarzyło, tylko krew... Znasz tę historię? Mów dalej..
- Wybraniec który od Boga przychodzi postawił jasno, że miecz tylko do zwycięstwa prowadzi i do hegemoni. Chrystus miał zniszczyć pogan, przynajmniej tak niektórzy twierdzili. I z każdego kraju ruszyły wojska - nastała święta krucjata. Wojownicy przeszli i przejechali odcinek jednego łokcia mapy, by wiciągnąć stępione wiatrem miecze w stronę wroga. Podłóż do ognia, bo gaśnie przy... Co mówiłem? Ach, tak. Nocne pieśni i wino, które było ponad to zabierane. Już na niebie światła żywiołu i iskier. Armia dalej szła z mieczem, powagą i znakiem Boga w rękach i z jego imieniem na usta. Zabrali te rzeczy ze sobą, by nigdy ich już nie zwrócić. A w drzewach rodzina czeka i sobą je podlewa. Odpocznę, może ktoś inny dokończy?
- Gdy zaczęła się walka ruszyli w stronę murów, ale tylko część - mieli obejść pogan podstępem. Jeden oddział i ich stal mieli wejść bez śladu od oczu do fortecy od strony gdzie wciąż był pokój. Wyszli więc o świcie by wieczorem wejść. Ale dowódca oto chory jest i inny się pogodził z losem, o swojej nowej misji...
- Stanęli na wzgórzu widząc z dala przyjaciół i ich stale. Wziął jednego on na strone, by powiedzieć mu jak będzie: "Wszakże nie dojdziem żywi do celu, a jeden musi conajmniej wracać, by wiadomość nasze rodziny, żeśmy polegli" po czym krzyż jego pocałował i ruszył za towarzyszami. Na celu posłańca było wracać, a nie chciał się opierać, bo nie teraz to potrzebne. Ruszył więc za plecy.
- W myślach mu "Czemu mi to robisz?" - zaczął brodaty starzec podkładając do ognia - Stal była ciężka a wody brak, na tej wszech pustyni. Przyszło mu stal tedy rozluźnić by ją krwią spowić. Czterech ich było z południa w turbanach. Ni Turcy, ni inni też. Zrobił koło mieczem, i przypomniał sobie słowa przysięgi rycerskiej, i uświadomił sobie, że był w elicie - był krzyżowcem wybranym do walki pod świętym miastem. wstąpił weń duch przodka który mieczem tym co teraz on posiada władać zaciekle umiał. Jeden ruch i jedno krótkie spojrzenie w oczy przeciwników by westchnieniem padli. Obejrzał się on jeszcze raz za ramię - na murach fortecy bronili się zaciekle wojownicy tureccy, chowali się przed spadającymi strzałami. Łamane drabiny przyjaciół szły w drzazgi, a oni sami spadali na szranki. Nie było szans na zwycięstwo - źle władca postąpił przeliczając swoje siły w stal. Sto setek poszło tylko do walki na dwu takich przeciwników za murem. Gdy każdy by zabił dwóch zwycięstwo by było nie wielkie, ale heroiczne. Jednak powoli armii brakło, aż w końcu zostały łuki i brak strzał. Świstały im u ucha z grodem pociski, i jeden za drugim łączył się z naturą... - starzec wstrzymał powoli oddech i opadł na ziemię.
Na twarzach przyjaciół pojawiło sie zdziwienie, lecz po chwili wstał mówiąc wszystkim "Dobranoc", by powoli oddalić się do namiotu przed starym zniszczonym budynkiem.
- Biegł więc ten ojciec zdarzeń, a po drodze spotkał gapiów których przeszedł bokiem. Ku jego przerażeniu inne wojsko spostrzegł, ale nie bał się. "Rycerski kodeks honorowy" - powtarzał w ciszy. Po przebyciu wiostry i podejściu do wozu spytał z charyzmą "Czy z panem waszym możemy w cztery oczy?" odparł mu strażnik idący obok "Z Panem naszym spotkać można się tylko przez modlitwę i ofiarę." Ze zdziwieniem spojżał się na zbrojnego i wszedł do jadącego powozu kiwając głową spotkanemu. Ujrzał pana młodego. Gdy ten mu spytał:
- Dokąd to?
- W usługi przychodzę, ale gdy znajdę się w moim celu, tedy ruszę pod wasz zamek. - odparł, władca przez ciemność spojżał na jego zbroje.
- Czyżbyś służył następcy Karola Wielkiego?
- Jakżeś mnie rozpoznał?
- Brata swego nie poznajesz?
- Panie! Jakżem cię mógł nie rozpoznać.
- Więc co się dzieje? - zapytał Król
- Krucjata upadła, nieudana. Ja z wiadomością do papieża...
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
C.D.N
Gregi
Inne moje opowiadania:
- Chansons de Geste
CLICK